CELEBRITY
Miało być małe piwo, a skończyło się największą aferą w historii polskiej piłki. Sytuacja wymknęła się spod kontroli. Piłkarze zostali zawieszeni, a selekcjoner stracił pracę. Gdyby PZPN poszedł wtedy na całość, Polsce groziło nawet wykluczenie z mundialu ➡
Miało być małe piwo, a skończyło się największą aferą w historii polskiej piłki. Sytuacja wymknęła się spod kontroli. Piłkarze zostali zawieszeni, a selekcjoner stracił pracę. Gdyby PZPN poszedł wtedy na całość, Polsce groziło nawet wykluczenie z mundialu. 28 listopada mija 43. rocznica afery na Okęciu — matki wszystkich piłkarskich afer.
Więcej ciekawych historii znajdziesz w Przeglądzie Sportowym Onet
Przypominamy tekst opublikowany 28 listopada 2023 r. Fragmenty pochodzą z książki “Wielki Widzew. Historia polskiej drużyny wszech czasów”
Drzwi w sali odlotów na parterze warszawskiego lotniska właściwie się nie zamykały. Piłkarze kręcili się w wąskim korytarzu. Gdzieś pomiędzy nich próbowali wcisnąć się bezskutecznie przedstawiciele ekipy telewizyjnej, którzy dostali zadanie, by wydębić kilka słów od zawodników.
“Komitet Witaj–Żegnaj” czeka na lotnisku
— Przyjechaliśmy zrobić kilka tradycyjnych ujęć, krótkich wypowiedzi, komentarzy — wspomina Jacek Gucwa, odpowiedzialny wówczas w Telewizji Polskiej między innymi za obsługę ekip sportowych wylatujących z Polski i powracających do kraju.
I pewnie dziennikarze nie wyłowiliby nic nadzwyczajnego, gdyby nie nerwowość, a potem agresja w zachowaniu piłkarzy.
Przedstawiciele mediów na lotnisku zjawili się około siódmej rano. Po chwili zorientowali się, że nie wszystko przebiega zgodnie z klasycznym rytuałem. Zazwyczaj wyglądało to tak, że przepytywali kilka osób o plany, oczekiwania. Padały jakieś banalne, niewiele wnoszące stwierdzenia, żeby można było puścić w telewizji “obrazek”. Tak zwana jazda obowiązkowa. Od lat ta sama nudna robota, która nie miała nic wspólnego z marzeniami o wielkiej reporterce w stylu Ryszarda Kapuścińskiego. Bogdan Chruścicki, drugi z obecnych na lotnisku dziennikarzy, mówi, że oni sami nazywali się żartobliwie “Komitetem Witaj–Żegnaj”. Teraz jednak temat sam wpadł im w ręce.
Dalszy ciąg materiału pod wideo
Piłkarze nie mieli ochoty rozmawiać. Zacięcie dyskutujący z trenerami Boniek nawet nie spojrzał w ich stronę. Gdy dziennikarze naciskali, Kulesza powiedział, że wywiadów nie będzie.
Nerwowo nie wytrzymał Stanisław Terlecki, który zaczął zachowywać się jak szaleniec. Był w amoku. Biegał po hali, wykrzykiwał jakieś słowa, które w jego zamyśle miały składać się w zdania, zasłaniał kamerę, aż w końcu podbiegł do gniazdka i odłączył kabel specjaliście od oświetlenia. W takiej sytuacji nawet średnio doświadczony dziennikarz wyczuje krew i ruszy do ataku. W końcu do przedstawicieli mediów podszedł Zbigniew Kaliński, ówczesny sekretarz PZPN, i wyjaśnił sytuację.
